16 marca 2016

The Lobster, czyli single pod presją



Wyobraź sobie świat, w którym nie ma miejsca na samotność. Każdy musi mieć partnera, Męża, Żonę. Zero tolerancji dla singli. Każdy, kto nie ma pary, jest przymusowo wysyłany na 45 dni do Hotelu, gdzie spotyka sobie podobnych samotników. W tym czasie ma za zadanie znaleźć drugą połówkę. Jeśli mu się to nie uda, zostaje przemieniony w dowolnie wybrane zwierzę i wygnany do Lasu. Brr,.. Aż skóra cierpnie.

Mnie jednak ta przygnębiająca wizja zainteresowała i skłoniła do obejrzenia filmu The Lobster w reż. Yorgosa Lanthimosa, by przekonać się, co też z takiego przymusowego parowania ludzi może wyniknąć.


Goszcząc w ponurym hotelu 

Głównego bohatera, Davida, porzuca żona. Niemal natychmiast trafia on do Hotelu wraz ze swoim psem, a w rzeczywistości bratem, przemienionym w psa po nieudanych próbach znalezienia partnerki. W Hotelu panuje żelazna dyscyplina. Wszyscy mieszkańcy noszą takie same stroje, jadają wspólnie posiłki o wyznaczonych godzinach, biorą udział w wieczorkach integracyjnych oraz propagandowych inscenizacjach, ukazujących zalety życia z partnerem. Co jakiś czas organizowane są też wyjazdy do Lasu, na polowanie na... ukrywających się tam singli.
Nic dziwnego, że David nie potrafi odnaleźć się w tej rzeczywistości. Nie widzi sensu w desperackich próbach znalezienia partnerki, jakie przeżywają jego koledzy. Bo też nie może to być przypadkowa osoba. Mieszkańcy Hotelu dobierają się w pary na zasadzie podobieństw. Film ukazuje to w karykaturalnym uproszczeniu: kulejący z kulejącymi, krótkowzroczni z krótkowzrocznymi, ci z krwotokiem z nosa... Wiadomo. Ten utopijny świat, w którym uczucia nie mają żadnego znaczenia przeraża bardziej niż niejeden horror. Atmosfera godna pióra Kafki.

Internetowa sieć pozorów 

Wyszłam z kina poruszona, zniesmaczona, zbuntowana. Reżyser Lobstera w groteskowy sposób portretuje naszą codzienność. Single XXI wieku, zaplątani w internetową sieć pozorów. Facebook, Instagram, Tinder - jakie to wszystko powierzchowne, uproszczone. Setki zdjęć i firmowych gadżetów, przysłaniających nasze emocje. Nieme licytowanie się gdzie kto był na urlopie i co widział, gdzie pracuje/studiuje, a nawet ile zarabia, zamiast szczerej rozmowy o poglądach, marzeniach, celach, jakie codziennie sobie wyznaczamy. Etykietki i hasztagi, bo po co marnować czas, by kogoś bliżej poznać? Chcemy wszystkiego szybko i bez wysiłku. O wszystkim decyduje wygląd, pierwsza minuta kontaktu, pierwsze wrażenie. A jeśli są jakieś zgrzyty, lepiej odpuścić.


Błędna szybka ocena 

Te wszystkie oczekiwania, które mamy wobec życia i ludzi, to pułapka, w którą sami wpadamy. Oceniamy powierzchownie i po pozorach, a potem boimy się, że i my będziemy surowo ocenieni. Nakręca to całą spiralę stresu przed pierwszą randką, a czasem narasta do takich rozmiarów, że wolimy się już na żadne randki nie umawiać. I zostajemy singlami - jedni ze strachu, inni - z wyboru. Ale mimo, że wiek mamy XXI, a nie XIX, stereotypy i "życzliwa nagonka" ciągle mają się dobrze. I single są zadręczani pytaniami: a czemu? a kiedy? a jak długo tak? I znów są oceniani po pozorach, znowu znajdują się pod presją - rodziny, znajomych, kolegów z pracy. Zapominamy o jednym. Internet i wszelkie portale społecznościowe miały łączyć ludzi, nie dzielić i segregować. Jeśli my powierzchownie oceniamy innych, sami też tak będziemy ocenieni.  I jeszcze jedno - jeśli jesteśmy szczerzy, otwarci na ludzi i potrafimy patrzeć głębiej - nie jesteśmy w tym sami. Trzeba czekać cierpliwie, obserwować wnikliwie, a znajdziemy to, czego szukamy.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz